Rodzicielstwo bez nagród
21 kwietnia 2020Narosło mi. Złość. Weszłam w tryb walki i ucieczki i zaczęłam warczeć na dzieci. Mówić, że tylko ja w kółko sprzątam, a one tylko bałaganią. Miotałam się po domu, czułam ścisk w brzuchu i co charakterystyczne dla mnie ścisk w gardle. Czym więcej robiłam, tym większa złość we mnie była. Szczególnie, że one tym bardziej „lepiej się bawiły”. Zorientowałam się jak zaczęłam robić z córką matematykę, gdy odnotowałam w głowie myśli „no jak ona tego nie rozumie, przecież to proste” i „nie rozumie, bo się nie koncentruje tylko wygłupia” i to mnie ocuciło. Nauka w stresie nie ma sensu, a sytuacja robiła się dla niej na pewno coraz mniej przyjemna.
Pomyślałam „Ok Magda dziś już dla Ciebie za dużo”, zatrzymałam się, zrobiłam kilka dłuższych wydechów, dokończyłyśmy zadania i na resztkach opanowania wyszłam z synem do ogrodu. Jak tylko zasnął zrobiłam sobie ćwiczenie, które poznałam na studiach Porozumienia bez przemocy za sprawą Agnieszki Rzewuskiej – Pacy.
Ćwiczenie
Opisałam właściwie co się działo, na ile to możliwe bez ocen, wyrzuciłam wszystkie panoszące się we mnie myśli i osądy o córkach, wzięłam listę potrzeb NVC i zaczęłam szukać… I ku mojemu zdziwieniu, wyszło na to, że najwięcej niezaspokojonych potrzeb miałam z obszaru autonomii, wybierania własnych celów, realizacji planów, wolności i przestrzeni…A byłam przekonana, że to bardziej o wsparcie chodzi, wspólnotę, czy bycie widzianym, zrozumianym… Ten czas koronowirusa, zamknięcia w domu, uświadamia mi jak ważne są to dla mnie potrzeby i jak ich zablokowanie uruchamia siłę wewnętrznego opiekuna i złości.
Ta świadomość przyniosła mi ulgę, poczułam jak napięcie opada, większy spokój. Następnie z tego miejsca spojrzałam na potrzeby dzieci i tu nastąpiło zdziwienie nr 2, bo w tych sytuacjach one miały dokładnie te same potrzeby! Też pragnęły robić po swojemu i też trudno jest im teraz z ciągłym dzieleniem tej samej przestrzeni. Zobaczyłam też jeszcze jedno jak one w tej mojej złości chciały ze mną współpracować, próbując mnie wciągnąć do zabawy, rozśmieszyć, by mnie rozluźnić, co wtedy oczywiście bardziej mnie spinało…
Poczułam wdzięczność.
Zebrałam się w sobie usiadłam z nimi, powiedziałam co u mnie, że mi się przelało i mi trudno i stąd u mnie to warczenie. Słuchały, potem Kazik się obudził, więc rozmowa się skończyła. Dalsze popołudnie i wieczór były już bez napięć, wrócił tata, więc wróciło też dużo śmiechu. A dziś od rana bawimy się w zabawę, z ich inicjatywy, gdzie zamieniliśmy się rolami. Mi przypadła rola młodszej córki, z kolei ona jest swoją siostrą a Paulina jest mną i stwierdzam, że bardzo mi się ta zabawa podoba 😀